Kaeldra
Strona 1 z 1
Kaeldra
Imię: Kaeldra Eresmoth
Wampiry - Daeva
40 lat
Zawód: Łowca głów, nieoficjalnie skrytobójca
Skórzane pół-rękawice - 1
Lekka kusza - 1
Sztylet - 1
Bełt 10 - 2
Granat usypiający - 1
Trucizna paraliżująca - 1
Plecak 5 miejsc - 1
Plecak - lina, pochodnia, zestaw do ogniska,
Pochodzi ze slumsów wampirzego miasta. Nawet nie wie, kto był jej ojcem, nie zna swojego rodzeństwa, o ile jakieś istnieje. Jej matkę ciężko było znaleźć w stanie, w którym mogła udzielić jakichkolwiek sensownych informacji - zwykle znajdowała się pod wpływem narkotyków, na które zarabiała sprzedając swoje ciało. Wszystkie pieniądze szły na ten jakże szczytny cel, lecz Kaeldra, jak to kochające i naiwne dziecko, trwała uparcie przy matce. W brudzie i biedzie, wśród seksu i przemocy, zdana na wahania nastroju swojej rodzicielki. Bywało, że była bita, a później tulona i uspokajana. Całe to okrucieństwo odcisnęło na niej piętno, o czym przekonała się wiele lat później. Początkowo było w niej wiele miłości, uczciwości i współczucia, zwłaszcza że czasem ktoś z zewnątrz zainteresował się nią na chwilę, dał schronienie na dzień czy dwa, porozmawiał i udzielił wskazówek. Głównie jednak zdana była na siebie, nadzieja i ciepło zaczęły więc gasnąć w niej z roku na rok. Bardzo wcześnie zaczęła żebrać, później kraść. Zaczęła szwendać się po mieście, zwłaszcza odkąd zrozumiała czym parała się kobieta, która ją urodziła. Nie chciała więcej patrzeć. Dzięki włóczeniu po ulicach nauczyła się, gdzie mogła wejść i coś podwędzić, a gdzie nie była mile widziana. Dowiedziała się jakie wycieczki mogą skończyć się dla niej pojmaniem i lochami, lub, co gorsza, dybami. Zawsze, prędzej czy później - czasem później, z powodu kary - wracała do matki, by spojrzeć w te pozbawione wyrazu oczy, pogłaskać po głowie, przytulić. Nie rozumiała dlaczego, przecież nigdy nie odwzajemniono jej uczuć. Może z wewnętrznego poczucia obowiązku? Może coś tam się w niej kryło, w środku. Coś dobrego. Ale później i to zgasło, bo nie było już do kogo wracać. Nie było mętnego spojrzenia, braku reakcji na bodźce przeplatanego niekontrolowanym, pustym śmiechem. Nie było życia. Morderstwo? Wątpliwe. Prawdopodobnie organizm w końcu nie wytrzymał. Kaeldra nie wnikała. Może nawet jej ulżyło? Należała już wtedy do miejscowej szajki rzezimieszków, pobierała nauki od starszych dzieciaków, później od dorosłych. </div>
Wampiry - Daeva
40 lat
Zawód: Łowca głów, nieoficjalnie skrytobójca
Skórzane pół-rękawice - 1
Lekka kusza - 1
Sztylet - 1
Bełt 10 - 2
Granat usypiający - 1
Trucizna paraliżująca - 1
Plecak 5 miejsc - 1
Plecak - lina, pochodnia, zestaw do ogniska,
Pochodzi ze slumsów wampirzego miasta. Nawet nie wie, kto był jej ojcem, nie zna swojego rodzeństwa, o ile jakieś istnieje. Jej matkę ciężko było znaleźć w stanie, w którym mogła udzielić jakichkolwiek sensownych informacji - zwykle znajdowała się pod wpływem narkotyków, na które zarabiała sprzedając swoje ciało. Wszystkie pieniądze szły na ten jakże szczytny cel, lecz Kaeldra, jak to kochające i naiwne dziecko, trwała uparcie przy matce. W brudzie i biedzie, wśród seksu i przemocy, zdana na wahania nastroju swojej rodzicielki. Bywało, że była bita, a później tulona i uspokajana. Całe to okrucieństwo odcisnęło na niej piętno, o czym przekonała się wiele lat później. Początkowo było w niej wiele miłości, uczciwości i współczucia, zwłaszcza że czasem ktoś z zewnątrz zainteresował się nią na chwilę, dał schronienie na dzień czy dwa, porozmawiał i udzielił wskazówek. Głównie jednak zdana była na siebie, nadzieja i ciepło zaczęły więc gasnąć w niej z roku na rok. Bardzo wcześnie zaczęła żebrać, później kraść. Zaczęła szwendać się po mieście, zwłaszcza odkąd zrozumiała czym parała się kobieta, która ją urodziła. Nie chciała więcej patrzeć. Dzięki włóczeniu po ulicach nauczyła się, gdzie mogła wejść i coś podwędzić, a gdzie nie była mile widziana. Dowiedziała się jakie wycieczki mogą skończyć się dla niej pojmaniem i lochami, lub, co gorsza, dybami. Zawsze, prędzej czy później - czasem później, z powodu kary - wracała do matki, by spojrzeć w te pozbawione wyrazu oczy, pogłaskać po głowie, przytulić. Nie rozumiała dlaczego, przecież nigdy nie odwzajemniono jej uczuć. Może z wewnętrznego poczucia obowiązku? Może coś tam się w niej kryło, w środku. Coś dobrego. Ale później i to zgasło, bo nie było już do kogo wracać. Nie było mętnego spojrzenia, braku reakcji na bodźce przeplatanego niekontrolowanym, pustym śmiechem. Nie było życia. Morderstwo? Wątpliwe. Prawdopodobnie organizm w końcu nie wytrzymał. Kaeldra nie wnikała. Może nawet jej ulżyło? Należała już wtedy do miejscowej szajki rzezimieszków, pobierała nauki od starszych dzieciaków, później od dorosłych. </div>
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach