Przyklad
Avador :: Avador :: Dzielnica Portowa
Strona 1 z 1
Przyklad
To był jeden z tych dni, w których Liley kompletnie nie wiedziała co ze sobą zrobić, ale coś zrobić musiała, bo inaczej by ją rozniosło. Mniej więcej gdy zaszło słońce, opuściła piękne cztery ściany własnego pokoju i ruszyła przed siebie, nagle wyjątkowo spragniona spaceru. Tak przynajmniej można tłumaczyć fakt, że zupełnie niespodziewanie - kto by pomyślał - znalazła się w miejscu, jakie kilkadziesiąt lat temu pełniło funkcję sierocińca. Chyba, tak jej kiedyś powiedziano.
Otworzyłaby nogą drzwi, gdyby jakiekolwiek napotkała na swej drodze, ale wygląda na to, że albo spłonęły w pożarze, albo ktoś postanowił je sobie pożyczyć. Tak czy inaczej, weszła do środka, rozglądając się po mocno zniszczonym wnętrzu. W takich chwilach uwielbiała zastanawiać się nad tym, co przedstawiciele jej gatunku widzą w tak obskurnych miejscach. Wiedźmy przyzywające z czeluści piekielnych demony - spoko, ale wampiry? Psy już prędzej znalazłyby tu coś dla siebie, ale akurat dzisiaj wolała nie natknąć się na żadnego. Po prostu nie planowała umierać w najbliższym czasie.
Przejechała dłonią po ścianie, kierując się w głąb budynku. Brudno i nieprzyjemnie. Ale może chowa się gdzieś tutaj jakaś zabłąkana duszyczka? Cudownie byłoby spotkać kogoś przeznaczonego do wyeliminowania. Bo Liley, jak to Liley, nawet na spacery wybiera się z kilkoma zabawkami. Miała na sobie dżinsy, jakąś czarną koszulkę na ramiączkach, sportowe buty i skórzaną kurtkę. Kurtka od wewnętrznej strony miała specjalne naszycia, pozwalające na schowanie w nich dwóch średniej długości noży. Preferowała srebrne, z wiadomych powodów. Poza tym, w kieszeni miała kilka srebrnych gwiazdek. Generalnie, pozbawiona odzienia wierzchniego zostałaby jednocześnie całkowicie pozbawiona broni, ale daleko jej było do rozbierania się.
Póki co nieprzerwanie szła przed siebie. Powoli i cicho, dokładnie nasłuchując.
Była pełnia, ale był na tyle stary, że mniej więcej potrafił zapanować nad swoimi zwierzęcymi aodruchami. Chociaż nie było co ukrywać, chętnie poganiałby w wilczej formie. Przy okazji dorwałby może jakiegoś wampira albo młodszego wilka. Dawno nikomu nie ukręcił łba. Brakowało mu polania się krwi. Wilkoła opuścił swoją kwaterę w siedzibie i kręcił się po mieście. Nie trafił na żadnego wampira, za to słyszał wilkołaki. Poruszałyb się dookoła miasta, potrafił by je namierzyć, podkraść się blisko i wtedy zaatakować. Był naprawdę w dość nerwowaym nastroju, a dlaczego zawędrował w to mijesce to nie miał zielonego pojęcia, co za licho go tu przygnało. Chodził po ruinach placówki szukając szczęścia. Wilkołak wyczuł zapach młodego wampira. Mmm wampirzyca. Zdecydowanie trzeba było się zabawić. Wyciągnął pistolet i bezszelestnie się do niej zbliżył. Strzelil w jej strone, jednak pocisk trafił w mur koło jej ramienia. Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ładnie. Łowczyni, a tak łatwo daje się podejść. - prychnął z pogardą. Wampirzyca już by nie żyła, ale Alexandernpoznał w niej łowczynie, którą czasem widywał w bazie. Spojrzał na nią uważnie.
To prawda, że nie usłyszała skradającego się w jej kierunku wilkołaka, za to jego zapach podrażnił jej nozdrza na chwilę przed tym, kiedy do niej strzelił. Mogła się odwrócić albo przyspieszyć, żeby zwiększyć dystans między nimi, nie zrobiła jednak nic. Jedynie drgnęła mimowolnie, usłyszawszy huk wystrzału, ale powstrzymała się przed dzikimi akcjami typu padanie na ziemię - i to mega brudną ziemię, nie zapominajmy - czy nieprzemyślane kontrataki. Zamiast tego odwróciła się w jego stronę, a gdy jej uszu dobiegła jego wypowiedź, uśmiechnęła się szeroko. Nie sięgnęła po broń. Przyglądała mu się chwilę, zanim zdecydowała się odpowiedzieć, próbując dopasować jakoś jego osobę do któregokolwiek z łowców. Coś kojarzyła, ale tak bardzo nie przepadała zarówno za wilkołakami jak i za gromadami łowców, że wizyty w siedzibie ograniczała do minimum. Cóż, grunt, że ogarnęła skąd ten wie kim ona jest.
- Proszę - odparła ze sporą dawką ironii. - Czuć cię na kilometr. - Jakby na potwierdzenie swoich słów zmarszczyła trochę nos, ale szybko przywróciła twarzy normalny wyraz. Nie było większego sensu w drażnieniu takich osób, mimo wszystko znała swoje miejsce. Dopóki pozostawała przy zdrowych zmysłach, oczywiście.
- Skąd wiesz, że nie zorientowałam się wcześniej? Brak reakcji na czyjąś obecność również może być reakcją. Co tutaj robisz? Szukasz kolacji?
A może powinna była zacząć bardziej oficjalnie? Jasne. Zachowała co prawda jakieś tam resztki kultury, niestety większość zasad dobrego wychowania, których kiedyś jej nauczono, przepadła kilkaset lat temu.
Prychnął naprawdę rozbawiony jej reakcja. Żałosne. Naprawdę jej zachowanie to udawanie, że nic się nie stało. Gdyby chciał mógłby ją zabić. Co z tego, że również była łowcą. Nie raz i nie dwa ginęli oni bez wieści i na tym kończyło się ich podskakiwanie, udawanie silnych i wytrwałych. Ale spokojnie, Alexander nie miał bynajmniej ochoty w tej chwili na przelewanie krwi.
- Uwierz mi, ciebie też da się wyczuć z odległości kilku kilometrów. Dalej śmierdzisz tak samo jak teraz. - mruknął z iście znudzoną miną i podobnym tonem. Odetchnął głęboko i oparł się o ścianę. Jej kolejne słowa nawet go zaciekawiły, ale tylko trochę i nawet nie miał zamiaru tego okazać.
- Doprawdy? Czyli jakbym ci strzelił prosto w tył głowy to dopiero byś zareagowała tak? - zaśmiał się cicho. Poruszył ramionami. Mmm, bestia w jego ciele zdecydowanie chciała opuścić jego ciało.
- Ja się szczurami nie mam zamiaru żywić. - mruknął patrząc na przebiegające kilka gryzoni.
- Nie twoja sprawa co tu robię. - dodał ostrzegawczo, nie lubił zbyt wścibskich osób, a przynajmniej nie lubił się tłumaczyć.
- Ty się za to o kłopoty prosisz. - stwierdził.
Tak niestety wypadło, że niemalże każde jej zachowanie jest udawane. Była delikatnie zepsuta od środka, ale jakby coś chroniło ją przed całkowitym upadkiem. I na pewno nie była to jej ostrożność ani respekt dla silniejszych, choć fakt, akurat teraz zaczęła się dogłębniej zastanawiać nad tym, z kim dokładnie ma do czynienia.
- Ach, a więc w czym problem? - skomentowała od razu, kiedy usłyszała pierwszy tekst. Sprawa prosta - ona śmierdzi, on śmierdzi. Wszyscy śmierdzą. Nie ma co sprzeczać się o takie błahostki.
Zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem, wysłuchując przy okazji wszystkiego, co miał do powiedzenia. Zauważyła - bo, niech ją licho, zerknęła, kiedy wychwyciła szmer maleńkich łapek - przebiegające obok szczury i włożyła ręce do tylnych kieszeni spodni, żeby powstrzymać się od pobawienia się w lotki. Nie byłaby to reakcja osoby zdrowej na umyśle, a i prawdopodobnie niebezpiecznie było odwracać się do tego mężczyzny plecami. Po raz kolejny.
- Ha ha - powiedziała w końcu, ani trochę nie schodząc z tonu, jaki towarzyszył jej od początku rozmowy. - Co by było gdyby? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Przykro mi, ale nie strzelisz mi póki co w tył głowy, w ogóle wolałabym zachować ją w całości.
No, w tym było trochę szczerości. Nie spieszyło jej się do grobu, mimo że według ludzkiej miary już dawno powinna gryźć kwiatki od spodu. Ciekawe jak z nim? Ale przecież nie zapyta ile ma lat, nie?
- A, no tak - dodała po jakimś czasie, przypominając sobie nie do końca wypowiedzianą groźbę. Cóż poradzić, kiedy takie słowa właśnie podsycały jej ciekawość, zamiast zdusić ją w zarodku? - Nie moja sprawa, spoko. I wcale nie proszę się o kłopoty, czemu? Nie uważasz, że ruiny tego budynku są wspaniałym miejscem? Pomyśl sobie, jaka cudowna mogłaby tu powstać sesja zdjęciowa. O, albo jakby wysłać tu paru idiotów ludzkiej rasy, wmawiając im, że tu straszy. Tyyyle zabawy.
Uśmiechała się dość dziwnie, jakby serio zamierzała to zrobić. Może czas sprawdzić, czy człowiek jest w stanie umrzeć ze strachu?
Alex jej słuchał i słuchał nie przerywając, aż nie wytrzymał.
- Aaa za dużo gadasz, nikt ci o tym nie powiedział. - warknął tak szorstko i nieprzyjemnie dość. Wilkołak się nieco nastroszył. Nie przepadał za osobami za bardzo trajkotającymi, a młodziutka wampirzyca bardzo dużo gadała. Spojrzał na nią znudzonym spojrzeniem, w którym czaiło się coś groźnego.
- Nie bój się, nie mam zamiaru strzelać do swoich, przynajmniej w tej chwili. - stwierdził co do tego strzału w tył głowy... chociaż chętnie by zobaczył jak głowa dziewczyny pęka na kawałeczki a jej mózg ląduje w różnych miejscach pomieszczenia, w którym stali. Alexander zmrużył oczy. No tak młodzi łowcy, którzy myślą że są niepokonani i coś potrafią. To było zabawne.
- Liley przypominam ci, że mamy bronić ludzi, a nie na nich polować. Chcesz skończyć z kulką między oczami, bo jeśli śmiesz skrzywdzić człowieka poślę ci ją z przyjemnością między oczy. - ostrzegł ją. No tak jako łowcy mieli bronić ludzi. Szczerze to Alexander największy szacunek miał do ludzi. Żyli swoim nudnym życiem, martwiąc się o polisę ubezpieczeniową i o opłacenie rachunków. O to do jakiej szkoły poślą dzieci. A ONI? Nieśmiertelny? Żyli swoimi nudnymi egzystencjami wiele set lat a i tak nic z tego dobrego wychodziło. Jako łowca miał bronić ludzi przed wampirami i wilkołakami, nawet innymi łowcami. Nawet przed taką Liley, która chciała sobie zapolować na człowieka. Albo niech pije ze zwierząt albo z krwi ze stacji krwiodawstwa.
- Jesteś strasznie rozhukana jak na łowczynie. - oznajmił kręcąc głową.
Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu, kiedy z jego ust padła dość nieprzyjemna uwaga dotycząca jej... otwartości, ale szybko się wyciszyła i nałożyła kamienną maskę. Serio, tak strasznie miała ochotę się roześmiać. Czasami gada więcej, czasami mniej, ale nie ma nic bardziej poprawiającego samopoczucie niż osoba rozeźlona jej paplaniną. Zamiast tego podniosła w górę rękę, jakby bez użycia słów chciała przekazać wiadomość typu "sorry, już się zamykam".
- Wiesz, teoretycznie rzecz ujmując, strzeliłeś do mnie przed paroma chwilami - zauważyła dość obojętnie, bez żadnego wyrzutu. Zwyczajne stwierdzenie faktu. Choć i tak przyglądała mu się uważnie, chcąc zauważyć, czy jego irytacja będzie się nasilała, czy minie. Ale prawda z tym strzelaniem - nie celował w nią, a w ścianę, to go trochę oczyszczało i mogło stanowić potwierdzenie jego słów.
- Widzisz, znów mi grozisz - mruknęła zaraz gdy skończył. - Nigdy w życiu nie skrzywdziłabym człowieka - uspokoiła go pewnym siebie głosem, po raz kolejny zduszając w sobie śmiech. Oczywiście, że życie ludzi ma totalnie gdzieś, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. A już na pewno nie kolega po fachu, bo wyszłaby na tym baaardzo niekorzystnie.
- Chodziło mi tylko i wyłącznie o zabawę w dom strachów. Wiesz, człowiek przychodzi, słyszy dziwne głosy, widzi dziwne rzeczy, ale nie dzieje mu się żadna fizyczna krzywda - wyjaśniła jeszcze dokładniej, tak na wszelki wypadek. Akurat to miało pewne pokrycie z jej planami, zataiła przed nim naprawdę niewiele informacji. Bo przecież ona, jako wampir była istotą wyższą. Dlaczego miałaby szanować szare myszki, jakimi byli ludzie? Jasne, że korzystała z torebkowej krwi, nie była samobójcą, by pożywiać się na człowieku. Chyba, że człowiek jej na to pozwolił, ale niestety niewielu takich było w czasach obecnych.
- I bycie rozhukanym jest złe? Powinieneś czasem spróbować sobie pobiegać, poskakać. Potrajkotać? Na początek w sumie wystarczy się uśmiechnąć albo coś. Wiesz, kąciki ust w górę. O tak.
I jak na zawołanie, zademonstrowała na czym polega uśmiech. Chwilę trwało nim przestała się głupio szczerzyć.
- Skąd w ogóle wiesz jak mam na imię? Sądziłam, że staram się nie wyróżniać i unikać tego całego łowieckiego zgromadzenia.
Cóż, jak widać nie pykło.
Alexander tak stał i jej słuchał. Boże co ta dziewczyna się czegoś nawąchała, że taka "podajarana" wszystkim się wydawała? Za dużo mówiła. Zdecydowanie za dużo mówiła. Jego mina wyrażała taki spokój zmieszany z lekką irytacją, a barki które poruszyły się do góry sygnalizowały dość wymowne "panie daj mi siłę". Alexander odetchnął głębiej przymykając oczy. Będzie musiał sobie kupić proszki na ból głowy bo ostatnimi czasu dość nieprzyjemne łupanie w tył głowy uniemożliwiało mu normalne funkcjonowanie.
- Strasznie, robienie wody z mózgu ect. Zabawa w nawiedzony dom też jest robieniem krzywdy. Skąd wiesz, czy nie posuniesz się za daleko i człowiek ci nie kipnie na zawał? - powiedział z ironią. Naprawdę wystarczyło by, żeby jakiś idiota się potknął o własne nogi i zarył głową o jakiś kamień. Wtedy to z jej winy zginął by człowiek. Alexander spojrzał na nią uważnie.
- Naprawdę ciebie to bawi, bo mnie jakoś nie bardzo. Poza tym dalej mogę cię zabić. - dodał i posłał jej bardzo ostrzegawcze spojrzenie. Odetchnął głębiej. Nie. On nie rozumiał młodych ludzi. Nawet tych nieśmiertelnych młodych, bo Liley była dla niego po prostu smarkaczem. Kiedy zaprezentowała mu jak się powinno uśmiechać uniósł brwi zdziwiony. No chyba sobie z niego żartowała.
- Aha... - stwierdził i tak ironicznie, bardzo ironicznie się uśmiechnął przez chwilę. Mało tego w jego uśmiechu było coś niebezpiecznego, groźnego, że osoba która się akurat na niego patrzyła napawała się lękiem i wątpiła w swoje położenie. Po chwili znowu przyjął tą maskę spokoju i wyższości. Był opanowany.
- Widzisz potrafię. - dodał z takim westchnieniem a potem się zainteresowała tym skąd on zna jej imię. Wziął głębszy wdech.
- Na tę chwilę jestem w mieście najstarszym łowcą i jestem koordynatorem akcji, więc poniekąd tutaj szefuje. Poza tym wybacz, ale nie możesz się ukrywać ani czaić kiedy jesteś w łowcach. Znamy i wiemy o sobie wszystko. Przynajmniej ja wiem o tobie. - stwierdził znudzonym tonem.
Hm, a więc nie wydawał się być bardziej poirytowany niż przed chwilą. Szkoda, przemknęło jej przez myśli. A może wcale nie? Nie chciała przecież wzbudzać gniewu w kimś, kto nie był jej przeciwnikiem i z kim nie mogła sobie poradzić. Nie uczciwie, w każdym razie. W ogóle, jakby się zastanowić, to z kim mogła sobie poradzić w uczciwym starciu? Nie potrafiła zlokalizować w pamięci wydarzenia, które byłoby jej zwycięskim wyjściem z walki pozbawionej podstępów.
- W takim razie po co ludzie budują wesołe miasteczka? Po co tworzą domy strachów? - Wyraźnie uznała za oczywisty fakt, że najzwyczajniej w świecie lubią się bać. Bo i kto nie lubi tego dreszczyku emocji? Adrenalina jest w życiu potrzebna. Z tego samego powodu opowiada się straszne historie, przywołuje demony i ogląda horrory. - Nie posunęłabym się za daleko, naprawdę nie życzę im śmierci. Nieważne.
Niee, nie było sensu w ciągnięciu tego tematu. Mogłaby się przypadkiem pogrążyć, a po co? Wychwyciła jego spojrzenie, jakie posłał jej w momencie, w którym mówił, że wciąż może ją zabić. Nie odpyskowała, skrzywiła się tylko odrobinę. Rany, co za nudny koleś. Nic go nie bawiło, chociaż przecież było śmieszne, a do tego ciągle jej groził. Nie zamierzała umierać, nawet jeśli wyjście z sytuacji w jednym kawałku wymagałoby od niej podeptania własnej dumy.
A może wpadła na złą osobę i o to się teraz rozchodziło? Miała akurat tę wątpliwą przyjemność przyglądać mu się bardzo uważnie, gdy zaprezentował swój ironiczny uśmiech. Przeszedł ją dreszcz, całkowicie wbrew jej myśli. Strach przed jego osobą był głupi, więc dlaczego tak zareagowała? Jak bardzo pewny siebie musiał być, żeby budzić w innych chęć wycofania się z podkulonym ogonem? Zmusiła się, by się nie cofnąć i nie odwrócić wzroku.
- Doobra, dobra, już cię nie drażnię, nie gniewaj się - wyznała bardziej bądź mniej szczerze. Poprawiła kurtkę, żeby podczas mówienia nie wyciągnęła znów przed siebie ręki, niczym białej flagi.
- Ile masz lat? - Nie wytrzymała, zwłaszcza kiedy potwierdził jej obawy. Do starszych się nie startuje. Ze starszymi zawiera się jak najprzyjaźniejsze relacje, żeby, kiedy już ci zaufają, można było bezproblemowo wbić im nóż w plecy. W otwartej walce młodzi nie mają szans.
- Nigdy nie miałam zamiaru się czaić ani chować. Łowcy ogólnie powinni być ludźmi, nie? W końcu polują na nieśmiertelnych. Na pewno więc czują się trochę nieswojo, kiedy jeden z takich nieśmiertelnych plącze się po ich terenie. Nie chcę żeby czuli się nieswojo, tylko o to chodzi.
Pewnie, tylko o to chodziło. Przynajmniej w momencie, w którym to wymyśliła, czyli dosłownie przed chwilą. Ale mówiła płynnie i gładko, nawet z taką nutą przykrości mającą świadczyć o prawdziwości jej wyznania.
Alexander jej słuchał przez cały czas uważnie i kiwał nieco głową. Naprawdę go bawiła. Wilkołak gdyby miał przy sobie miecz, jak jeszcze parę wieków temu się nosiło, to w tym momencie by się na nim tak opierał wygodnie patrząc na nią dalej rozbawiony. Jednak w wampirach było coś zabawnego. Ale dobrze. Trzeba się chociaż trochę ogarnąć i uspokoić. Już pozwolił sobie przemilczeć te teksty o wesołych miasteczkach czy innych domach strachu. Jak dla niego to było jedno wielkie sranie w banie. Wziął głęboki wdech.
- Odpowiednio więcej od ciebie. - powiedział niskim głosem, takim bardziej warkotliwym niż zamierzał na samym początku. Wilkołak ruszył w jej stronę powolnym krokiem, który bynajmniej nic miłego nie sugerował. Alexander stanął przed nią.
- To jak ci ludzcy idioci czują się w moim towarzystwie guzik mnie obchodzi. Skoro wyrażają zgodę na udział nieśmiertelnych w polowaniach to sami doszli do wniosku, że nie mają z nami szans i chwytają się każdej opcji byle nas wyeliminować, nawet naszymi rękami. To jest idiotyczne bo sam mogę wytłuc każdego łowce w mieście. - mruknął ostrzegawczym i nieprzyjemnym głosem stojąc przed nią.
- Pilnuj się Liley, bo możesz źle skończyć. - ostrzegł ją i ją minął po czym zaczął spokojnie iść.
- Aha, mam 2568 lat. - dodał i opuścił sierociniec.
z.t
Gdyby Liley wiedziała, że zamiast irytować, bawi łowcę, z całą pewnością sama trochę by się zezłościła. Delikatnie mówiąc. Ale w sumie, skoro z prób wkurzenia go powoli rezygnowała, zaczęła zastanawiać się jaką obrać taktykę tym razem. Wydawał się być bardzo dziwnym stworzeniem. Jakby nie dało się dotrzeć do niego w żaden sposób. Niby lubiła wyzwania, ale nie próbowała na siłę zrobić czegoś, co nosiło miano niewykonalnego.
Odpowiednio więcej od ciebie. Super. Wywróciła oczami, słysząc tę jakże wiele wyjaśniającą odpowiedź. Wyczuła już, że był sporo starszy, ale chodziło jej raczej o konkrety. Włożyła ręce do kieszeni spodni, kiedy zaczął się do niej zbliżać. Nie podobało jej się ani trochę, że pomniejsza dzielący ich dystans, ale wytrzymała dzielnie, podejrzliwie przyglądając się jego twarzy. Oj, chyba jednak nie zostaną przyjaciółmi. Zwłaszcza, że jak się zaraz przekonała, jej kolejna taktyka również zawiodła. Niby wcześniej bronił ludzi, a teraz nazywa ich ludzkimi idiotami. Zmarszczyła czoło w zamyśleniu, bo kompletnie nie potrafiła połączyć tej układanki w całość.
- A więc dlaczego jeszcze ich nie wybiłeś? - spytała tonem, jakby faktycznie mocno ją to interesowało. Z drugiej strony, wcale nie oczekiwała odpowiedzi. No - bo skoro mógł pozabijać tych, co polują na jego gatunek, dlaczego tego nie zrobił? Gdyby ona potrafiła pozbyć się kontrolujących ją po części osób, zrobiłaby to z przyjemnością. Ale nie potrafiła. Było ich za dużo i byli za silni.
Kiwnęła głową, kiedy kazał jej się pilnować. Pewnie, że będzie się pilnować. Zresztą, gdyby nie robiła tego od dawna - choć czasami bez zamierzonego skutku - nie dożyłaby dzisiejszych czasów.
- Ile? - wyrwało jej się w ramach opóźnionej reakcji, na szczęście chwilę po tym, jak skierował się do wyjścia. Może wcale tego nie usłyszał. Byłoby miło, zwłaszcza że z każdą jedną wypowiadaną przez niego cyferką czuła się, jakby ciężka cegła uderzała ją w głowę. Tyle bólu wystarczyło. Matko, serio powinna być milsza. No trudno.
Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu, w jakim stała, zanim wyszła na zewnątrz i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Nagle straciła ochotę na zabawę w dom strachów.
Otworzyłaby nogą drzwi, gdyby jakiekolwiek napotkała na swej drodze, ale wygląda na to, że albo spłonęły w pożarze, albo ktoś postanowił je sobie pożyczyć. Tak czy inaczej, weszła do środka, rozglądając się po mocno zniszczonym wnętrzu. W takich chwilach uwielbiała zastanawiać się nad tym, co przedstawiciele jej gatunku widzą w tak obskurnych miejscach. Wiedźmy przyzywające z czeluści piekielnych demony - spoko, ale wampiry? Psy już prędzej znalazłyby tu coś dla siebie, ale akurat dzisiaj wolała nie natknąć się na żadnego. Po prostu nie planowała umierać w najbliższym czasie.
Przejechała dłonią po ścianie, kierując się w głąb budynku. Brudno i nieprzyjemnie. Ale może chowa się gdzieś tutaj jakaś zabłąkana duszyczka? Cudownie byłoby spotkać kogoś przeznaczonego do wyeliminowania. Bo Liley, jak to Liley, nawet na spacery wybiera się z kilkoma zabawkami. Miała na sobie dżinsy, jakąś czarną koszulkę na ramiączkach, sportowe buty i skórzaną kurtkę. Kurtka od wewnętrznej strony miała specjalne naszycia, pozwalające na schowanie w nich dwóch średniej długości noży. Preferowała srebrne, z wiadomych powodów. Poza tym, w kieszeni miała kilka srebrnych gwiazdek. Generalnie, pozbawiona odzienia wierzchniego zostałaby jednocześnie całkowicie pozbawiona broni, ale daleko jej było do rozbierania się.
Póki co nieprzerwanie szła przed siebie. Powoli i cicho, dokładnie nasłuchując.
Była pełnia, ale był na tyle stary, że mniej więcej potrafił zapanować nad swoimi zwierzęcymi aodruchami. Chociaż nie było co ukrywać, chętnie poganiałby w wilczej formie. Przy okazji dorwałby może jakiegoś wampira albo młodszego wilka. Dawno nikomu nie ukręcił łba. Brakowało mu polania się krwi. Wilkoła opuścił swoją kwaterę w siedzibie i kręcił się po mieście. Nie trafił na żadnego wampira, za to słyszał wilkołaki. Poruszałyb się dookoła miasta, potrafił by je namierzyć, podkraść się blisko i wtedy zaatakować. Był naprawdę w dość nerwowaym nastroju, a dlaczego zawędrował w to mijesce to nie miał zielonego pojęcia, co za licho go tu przygnało. Chodził po ruinach placówki szukając szczęścia. Wilkołak wyczuł zapach młodego wampira. Mmm wampirzyca. Zdecydowanie trzeba było się zabawić. Wyciągnął pistolet i bezszelestnie się do niej zbliżył. Strzelil w jej strone, jednak pocisk trafił w mur koło jej ramienia. Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ładnie. Łowczyni, a tak łatwo daje się podejść. - prychnął z pogardą. Wampirzyca już by nie żyła, ale Alexandernpoznał w niej łowczynie, którą czasem widywał w bazie. Spojrzał na nią uważnie.
To prawda, że nie usłyszała skradającego się w jej kierunku wilkołaka, za to jego zapach podrażnił jej nozdrza na chwilę przed tym, kiedy do niej strzelił. Mogła się odwrócić albo przyspieszyć, żeby zwiększyć dystans między nimi, nie zrobiła jednak nic. Jedynie drgnęła mimowolnie, usłyszawszy huk wystrzału, ale powstrzymała się przed dzikimi akcjami typu padanie na ziemię - i to mega brudną ziemię, nie zapominajmy - czy nieprzemyślane kontrataki. Zamiast tego odwróciła się w jego stronę, a gdy jej uszu dobiegła jego wypowiedź, uśmiechnęła się szeroko. Nie sięgnęła po broń. Przyglądała mu się chwilę, zanim zdecydowała się odpowiedzieć, próbując dopasować jakoś jego osobę do któregokolwiek z łowców. Coś kojarzyła, ale tak bardzo nie przepadała zarówno za wilkołakami jak i za gromadami łowców, że wizyty w siedzibie ograniczała do minimum. Cóż, grunt, że ogarnęła skąd ten wie kim ona jest.
- Proszę - odparła ze sporą dawką ironii. - Czuć cię na kilometr. - Jakby na potwierdzenie swoich słów zmarszczyła trochę nos, ale szybko przywróciła twarzy normalny wyraz. Nie było większego sensu w drażnieniu takich osób, mimo wszystko znała swoje miejsce. Dopóki pozostawała przy zdrowych zmysłach, oczywiście.
- Skąd wiesz, że nie zorientowałam się wcześniej? Brak reakcji na czyjąś obecność również może być reakcją. Co tutaj robisz? Szukasz kolacji?
A może powinna była zacząć bardziej oficjalnie? Jasne. Zachowała co prawda jakieś tam resztki kultury, niestety większość zasad dobrego wychowania, których kiedyś jej nauczono, przepadła kilkaset lat temu.
Prychnął naprawdę rozbawiony jej reakcja. Żałosne. Naprawdę jej zachowanie to udawanie, że nic się nie stało. Gdyby chciał mógłby ją zabić. Co z tego, że również była łowcą. Nie raz i nie dwa ginęli oni bez wieści i na tym kończyło się ich podskakiwanie, udawanie silnych i wytrwałych. Ale spokojnie, Alexander nie miał bynajmniej ochoty w tej chwili na przelewanie krwi.
- Uwierz mi, ciebie też da się wyczuć z odległości kilku kilometrów. Dalej śmierdzisz tak samo jak teraz. - mruknął z iście znudzoną miną i podobnym tonem. Odetchnął głęboko i oparł się o ścianę. Jej kolejne słowa nawet go zaciekawiły, ale tylko trochę i nawet nie miał zamiaru tego okazać.
- Doprawdy? Czyli jakbym ci strzelił prosto w tył głowy to dopiero byś zareagowała tak? - zaśmiał się cicho. Poruszył ramionami. Mmm, bestia w jego ciele zdecydowanie chciała opuścić jego ciało.
- Ja się szczurami nie mam zamiaru żywić. - mruknął patrząc na przebiegające kilka gryzoni.
- Nie twoja sprawa co tu robię. - dodał ostrzegawczo, nie lubił zbyt wścibskich osób, a przynajmniej nie lubił się tłumaczyć.
- Ty się za to o kłopoty prosisz. - stwierdził.
Tak niestety wypadło, że niemalże każde jej zachowanie jest udawane. Była delikatnie zepsuta od środka, ale jakby coś chroniło ją przed całkowitym upadkiem. I na pewno nie była to jej ostrożność ani respekt dla silniejszych, choć fakt, akurat teraz zaczęła się dogłębniej zastanawiać nad tym, z kim dokładnie ma do czynienia.
- Ach, a więc w czym problem? - skomentowała od razu, kiedy usłyszała pierwszy tekst. Sprawa prosta - ona śmierdzi, on śmierdzi. Wszyscy śmierdzą. Nie ma co sprzeczać się o takie błahostki.
Zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem, wysłuchując przy okazji wszystkiego, co miał do powiedzenia. Zauważyła - bo, niech ją licho, zerknęła, kiedy wychwyciła szmer maleńkich łapek - przebiegające obok szczury i włożyła ręce do tylnych kieszeni spodni, żeby powstrzymać się od pobawienia się w lotki. Nie byłaby to reakcja osoby zdrowej na umyśle, a i prawdopodobnie niebezpiecznie było odwracać się do tego mężczyzny plecami. Po raz kolejny.
- Ha ha - powiedziała w końcu, ani trochę nie schodząc z tonu, jaki towarzyszył jej od początku rozmowy. - Co by było gdyby? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Przykro mi, ale nie strzelisz mi póki co w tył głowy, w ogóle wolałabym zachować ją w całości.
No, w tym było trochę szczerości. Nie spieszyło jej się do grobu, mimo że według ludzkiej miary już dawno powinna gryźć kwiatki od spodu. Ciekawe jak z nim? Ale przecież nie zapyta ile ma lat, nie?
- A, no tak - dodała po jakimś czasie, przypominając sobie nie do końca wypowiedzianą groźbę. Cóż poradzić, kiedy takie słowa właśnie podsycały jej ciekawość, zamiast zdusić ją w zarodku? - Nie moja sprawa, spoko. I wcale nie proszę się o kłopoty, czemu? Nie uważasz, że ruiny tego budynku są wspaniałym miejscem? Pomyśl sobie, jaka cudowna mogłaby tu powstać sesja zdjęciowa. O, albo jakby wysłać tu paru idiotów ludzkiej rasy, wmawiając im, że tu straszy. Tyyyle zabawy.
Uśmiechała się dość dziwnie, jakby serio zamierzała to zrobić. Może czas sprawdzić, czy człowiek jest w stanie umrzeć ze strachu?
Alex jej słuchał i słuchał nie przerywając, aż nie wytrzymał.
- Aaa za dużo gadasz, nikt ci o tym nie powiedział. - warknął tak szorstko i nieprzyjemnie dość. Wilkołak się nieco nastroszył. Nie przepadał za osobami za bardzo trajkotającymi, a młodziutka wampirzyca bardzo dużo gadała. Spojrzał na nią znudzonym spojrzeniem, w którym czaiło się coś groźnego.
- Nie bój się, nie mam zamiaru strzelać do swoich, przynajmniej w tej chwili. - stwierdził co do tego strzału w tył głowy... chociaż chętnie by zobaczył jak głowa dziewczyny pęka na kawałeczki a jej mózg ląduje w różnych miejscach pomieszczenia, w którym stali. Alexander zmrużył oczy. No tak młodzi łowcy, którzy myślą że są niepokonani i coś potrafią. To było zabawne.
- Liley przypominam ci, że mamy bronić ludzi, a nie na nich polować. Chcesz skończyć z kulką między oczami, bo jeśli śmiesz skrzywdzić człowieka poślę ci ją z przyjemnością między oczy. - ostrzegł ją. No tak jako łowcy mieli bronić ludzi. Szczerze to Alexander największy szacunek miał do ludzi. Żyli swoim nudnym życiem, martwiąc się o polisę ubezpieczeniową i o opłacenie rachunków. O to do jakiej szkoły poślą dzieci. A ONI? Nieśmiertelny? Żyli swoimi nudnymi egzystencjami wiele set lat a i tak nic z tego dobrego wychodziło. Jako łowca miał bronić ludzi przed wampirami i wilkołakami, nawet innymi łowcami. Nawet przed taką Liley, która chciała sobie zapolować na człowieka. Albo niech pije ze zwierząt albo z krwi ze stacji krwiodawstwa.
- Jesteś strasznie rozhukana jak na łowczynie. - oznajmił kręcąc głową.
Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu, kiedy z jego ust padła dość nieprzyjemna uwaga dotycząca jej... otwartości, ale szybko się wyciszyła i nałożyła kamienną maskę. Serio, tak strasznie miała ochotę się roześmiać. Czasami gada więcej, czasami mniej, ale nie ma nic bardziej poprawiającego samopoczucie niż osoba rozeźlona jej paplaniną. Zamiast tego podniosła w górę rękę, jakby bez użycia słów chciała przekazać wiadomość typu "sorry, już się zamykam".
- Wiesz, teoretycznie rzecz ujmując, strzeliłeś do mnie przed paroma chwilami - zauważyła dość obojętnie, bez żadnego wyrzutu. Zwyczajne stwierdzenie faktu. Choć i tak przyglądała mu się uważnie, chcąc zauważyć, czy jego irytacja będzie się nasilała, czy minie. Ale prawda z tym strzelaniem - nie celował w nią, a w ścianę, to go trochę oczyszczało i mogło stanowić potwierdzenie jego słów.
- Widzisz, znów mi grozisz - mruknęła zaraz gdy skończył. - Nigdy w życiu nie skrzywdziłabym człowieka - uspokoiła go pewnym siebie głosem, po raz kolejny zduszając w sobie śmiech. Oczywiście, że życie ludzi ma totalnie gdzieś, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. A już na pewno nie kolega po fachu, bo wyszłaby na tym baaardzo niekorzystnie.
- Chodziło mi tylko i wyłącznie o zabawę w dom strachów. Wiesz, człowiek przychodzi, słyszy dziwne głosy, widzi dziwne rzeczy, ale nie dzieje mu się żadna fizyczna krzywda - wyjaśniła jeszcze dokładniej, tak na wszelki wypadek. Akurat to miało pewne pokrycie z jej planami, zataiła przed nim naprawdę niewiele informacji. Bo przecież ona, jako wampir była istotą wyższą. Dlaczego miałaby szanować szare myszki, jakimi byli ludzie? Jasne, że korzystała z torebkowej krwi, nie była samobójcą, by pożywiać się na człowieku. Chyba, że człowiek jej na to pozwolił, ale niestety niewielu takich było w czasach obecnych.
- I bycie rozhukanym jest złe? Powinieneś czasem spróbować sobie pobiegać, poskakać. Potrajkotać? Na początek w sumie wystarczy się uśmiechnąć albo coś. Wiesz, kąciki ust w górę. O tak.
I jak na zawołanie, zademonstrowała na czym polega uśmiech. Chwilę trwało nim przestała się głupio szczerzyć.
- Skąd w ogóle wiesz jak mam na imię? Sądziłam, że staram się nie wyróżniać i unikać tego całego łowieckiego zgromadzenia.
Cóż, jak widać nie pykło.
Alexander tak stał i jej słuchał. Boże co ta dziewczyna się czegoś nawąchała, że taka "podajarana" wszystkim się wydawała? Za dużo mówiła. Zdecydowanie za dużo mówiła. Jego mina wyrażała taki spokój zmieszany z lekką irytacją, a barki które poruszyły się do góry sygnalizowały dość wymowne "panie daj mi siłę". Alexander odetchnął głębiej przymykając oczy. Będzie musiał sobie kupić proszki na ból głowy bo ostatnimi czasu dość nieprzyjemne łupanie w tył głowy uniemożliwiało mu normalne funkcjonowanie.
- Strasznie, robienie wody z mózgu ect. Zabawa w nawiedzony dom też jest robieniem krzywdy. Skąd wiesz, czy nie posuniesz się za daleko i człowiek ci nie kipnie na zawał? - powiedział z ironią. Naprawdę wystarczyło by, żeby jakiś idiota się potknął o własne nogi i zarył głową o jakiś kamień. Wtedy to z jej winy zginął by człowiek. Alexander spojrzał na nią uważnie.
- Naprawdę ciebie to bawi, bo mnie jakoś nie bardzo. Poza tym dalej mogę cię zabić. - dodał i posłał jej bardzo ostrzegawcze spojrzenie. Odetchnął głębiej. Nie. On nie rozumiał młodych ludzi. Nawet tych nieśmiertelnych młodych, bo Liley była dla niego po prostu smarkaczem. Kiedy zaprezentowała mu jak się powinno uśmiechać uniósł brwi zdziwiony. No chyba sobie z niego żartowała.
- Aha... - stwierdził i tak ironicznie, bardzo ironicznie się uśmiechnął przez chwilę. Mało tego w jego uśmiechu było coś niebezpiecznego, groźnego, że osoba która się akurat na niego patrzyła napawała się lękiem i wątpiła w swoje położenie. Po chwili znowu przyjął tą maskę spokoju i wyższości. Był opanowany.
- Widzisz potrafię. - dodał z takim westchnieniem a potem się zainteresowała tym skąd on zna jej imię. Wziął głębszy wdech.
- Na tę chwilę jestem w mieście najstarszym łowcą i jestem koordynatorem akcji, więc poniekąd tutaj szefuje. Poza tym wybacz, ale nie możesz się ukrywać ani czaić kiedy jesteś w łowcach. Znamy i wiemy o sobie wszystko. Przynajmniej ja wiem o tobie. - stwierdził znudzonym tonem.
Hm, a więc nie wydawał się być bardziej poirytowany niż przed chwilą. Szkoda, przemknęło jej przez myśli. A może wcale nie? Nie chciała przecież wzbudzać gniewu w kimś, kto nie był jej przeciwnikiem i z kim nie mogła sobie poradzić. Nie uczciwie, w każdym razie. W ogóle, jakby się zastanowić, to z kim mogła sobie poradzić w uczciwym starciu? Nie potrafiła zlokalizować w pamięci wydarzenia, które byłoby jej zwycięskim wyjściem z walki pozbawionej podstępów.
- W takim razie po co ludzie budują wesołe miasteczka? Po co tworzą domy strachów? - Wyraźnie uznała za oczywisty fakt, że najzwyczajniej w świecie lubią się bać. Bo i kto nie lubi tego dreszczyku emocji? Adrenalina jest w życiu potrzebna. Z tego samego powodu opowiada się straszne historie, przywołuje demony i ogląda horrory. - Nie posunęłabym się za daleko, naprawdę nie życzę im śmierci. Nieważne.
Niee, nie było sensu w ciągnięciu tego tematu. Mogłaby się przypadkiem pogrążyć, a po co? Wychwyciła jego spojrzenie, jakie posłał jej w momencie, w którym mówił, że wciąż może ją zabić. Nie odpyskowała, skrzywiła się tylko odrobinę. Rany, co za nudny koleś. Nic go nie bawiło, chociaż przecież było śmieszne, a do tego ciągle jej groził. Nie zamierzała umierać, nawet jeśli wyjście z sytuacji w jednym kawałku wymagałoby od niej podeptania własnej dumy.
A może wpadła na złą osobę i o to się teraz rozchodziło? Miała akurat tę wątpliwą przyjemność przyglądać mu się bardzo uważnie, gdy zaprezentował swój ironiczny uśmiech. Przeszedł ją dreszcz, całkowicie wbrew jej myśli. Strach przed jego osobą był głupi, więc dlaczego tak zareagowała? Jak bardzo pewny siebie musiał być, żeby budzić w innych chęć wycofania się z podkulonym ogonem? Zmusiła się, by się nie cofnąć i nie odwrócić wzroku.
- Doobra, dobra, już cię nie drażnię, nie gniewaj się - wyznała bardziej bądź mniej szczerze. Poprawiła kurtkę, żeby podczas mówienia nie wyciągnęła znów przed siebie ręki, niczym białej flagi.
- Ile masz lat? - Nie wytrzymała, zwłaszcza kiedy potwierdził jej obawy. Do starszych się nie startuje. Ze starszymi zawiera się jak najprzyjaźniejsze relacje, żeby, kiedy już ci zaufają, można było bezproblemowo wbić im nóż w plecy. W otwartej walce młodzi nie mają szans.
- Nigdy nie miałam zamiaru się czaić ani chować. Łowcy ogólnie powinni być ludźmi, nie? W końcu polują na nieśmiertelnych. Na pewno więc czują się trochę nieswojo, kiedy jeden z takich nieśmiertelnych plącze się po ich terenie. Nie chcę żeby czuli się nieswojo, tylko o to chodzi.
Pewnie, tylko o to chodziło. Przynajmniej w momencie, w którym to wymyśliła, czyli dosłownie przed chwilą. Ale mówiła płynnie i gładko, nawet z taką nutą przykrości mającą świadczyć o prawdziwości jej wyznania.
Alexander jej słuchał przez cały czas uważnie i kiwał nieco głową. Naprawdę go bawiła. Wilkołak gdyby miał przy sobie miecz, jak jeszcze parę wieków temu się nosiło, to w tym momencie by się na nim tak opierał wygodnie patrząc na nią dalej rozbawiony. Jednak w wampirach było coś zabawnego. Ale dobrze. Trzeba się chociaż trochę ogarnąć i uspokoić. Już pozwolił sobie przemilczeć te teksty o wesołych miasteczkach czy innych domach strachu. Jak dla niego to było jedno wielkie sranie w banie. Wziął głęboki wdech.
- Odpowiednio więcej od ciebie. - powiedział niskim głosem, takim bardziej warkotliwym niż zamierzał na samym początku. Wilkołak ruszył w jej stronę powolnym krokiem, który bynajmniej nic miłego nie sugerował. Alexander stanął przed nią.
- To jak ci ludzcy idioci czują się w moim towarzystwie guzik mnie obchodzi. Skoro wyrażają zgodę na udział nieśmiertelnych w polowaniach to sami doszli do wniosku, że nie mają z nami szans i chwytają się każdej opcji byle nas wyeliminować, nawet naszymi rękami. To jest idiotyczne bo sam mogę wytłuc każdego łowce w mieście. - mruknął ostrzegawczym i nieprzyjemnym głosem stojąc przed nią.
- Pilnuj się Liley, bo możesz źle skończyć. - ostrzegł ją i ją minął po czym zaczął spokojnie iść.
- Aha, mam 2568 lat. - dodał i opuścił sierociniec.
z.t
Gdyby Liley wiedziała, że zamiast irytować, bawi łowcę, z całą pewnością sama trochę by się zezłościła. Delikatnie mówiąc. Ale w sumie, skoro z prób wkurzenia go powoli rezygnowała, zaczęła zastanawiać się jaką obrać taktykę tym razem. Wydawał się być bardzo dziwnym stworzeniem. Jakby nie dało się dotrzeć do niego w żaden sposób. Niby lubiła wyzwania, ale nie próbowała na siłę zrobić czegoś, co nosiło miano niewykonalnego.
Odpowiednio więcej od ciebie. Super. Wywróciła oczami, słysząc tę jakże wiele wyjaśniającą odpowiedź. Wyczuła już, że był sporo starszy, ale chodziło jej raczej o konkrety. Włożyła ręce do kieszeni spodni, kiedy zaczął się do niej zbliżać. Nie podobało jej się ani trochę, że pomniejsza dzielący ich dystans, ale wytrzymała dzielnie, podejrzliwie przyglądając się jego twarzy. Oj, chyba jednak nie zostaną przyjaciółmi. Zwłaszcza, że jak się zaraz przekonała, jej kolejna taktyka również zawiodła. Niby wcześniej bronił ludzi, a teraz nazywa ich ludzkimi idiotami. Zmarszczyła czoło w zamyśleniu, bo kompletnie nie potrafiła połączyć tej układanki w całość.
- A więc dlaczego jeszcze ich nie wybiłeś? - spytała tonem, jakby faktycznie mocno ją to interesowało. Z drugiej strony, wcale nie oczekiwała odpowiedzi. No - bo skoro mógł pozabijać tych, co polują na jego gatunek, dlaczego tego nie zrobił? Gdyby ona potrafiła pozbyć się kontrolujących ją po części osób, zrobiłaby to z przyjemnością. Ale nie potrafiła. Było ich za dużo i byli za silni.
Kiwnęła głową, kiedy kazał jej się pilnować. Pewnie, że będzie się pilnować. Zresztą, gdyby nie robiła tego od dawna - choć czasami bez zamierzonego skutku - nie dożyłaby dzisiejszych czasów.
- Ile? - wyrwało jej się w ramach opóźnionej reakcji, na szczęście chwilę po tym, jak skierował się do wyjścia. Może wcale tego nie usłyszał. Byłoby miło, zwłaszcza że z każdą jedną wypowiadaną przez niego cyferką czuła się, jakby ciężka cegła uderzała ją w głowę. Tyle bólu wystarczyło. Matko, serio powinna być milsza. No trudno.
Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu, w jakim stała, zanim wyszła na zewnątrz i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Nagle straciła ochotę na zabawę w dom strachów.
Re: Przyklad
Był wczesny ranek, a złośliwe słońce już dawało się we znaki. Bezlitosne promienie wdzierały się przez odsunięte szyby samochodu świecąc w oczy, nagrzewając tapicerkę. Lylah nacisnęła przycisk powodujący zasunięcie się okna, wkładając w to odrobinę za dużo siły. Była zła. Nie, nie zła. Wściekła.
Ktoś w radiu wybełkotał między mdłymi piosenkami, że na zegarach właśnie pojawiła się siódma. Siódma! Kto normalny wbija o tej porze na chatę swoim najemcom i każe zabierać tyłek z ich mieszkania? A gdzie jej prawo do znalezienia sobie najpierw czegoś nowego? Nie dostała nawet czasu na porządne ubranie się i makijaż. Zdążyła tylko zagarnąć wszystkie swoje rzeczy do walizek, wyprosić właścicielkę na zewnątrz, umyć zęby i ochlapać twarz zimną wodą. W efekcie zasiadła za kierownicą z rozmierzwionymi włosami, całkowicie niepomalowana, a do tego w czarnej piżamie w białe gwiazdki, na którą składała się luźna bluzeczka na ramiączkach i krótkie spodenki. Dobrze, że pomyślała przynajmniej o założeniu stanika.
Włączyła klimatyzację, kiedy zaczęło robić się nieprzyjemnie gorąco. Dlaczego musiał mieszkać akurat na drugim końcu miasta? Z drugiej strony, i tak ma szczęście, że podał jej adres. Chociaż znali się już trochę i częściowo zdążyli do siebie przywyknąć, nadal jedno nie ufało drugiemu. Przynajmniej nie do tego stopnia, by czuć się całkowicie bezpiecznie w swoim towarzystwie. A może on jej ufał, tylko ona jemu nie? W sumie mało ją to obchodziło. I tak nie będzie miał wyjścia, chyba że liczyć dobrowolną bądź wymuszoną akceptację jej decyzji.
Kilkanaście minut później zaparkowała swoim czarnym Mercedesem prawie przed docelowym blokiem, przy okazji przeklinając umiejętności parkowania tutejszych kierowców. Jak można stawać aż tak krzywo? Później przylecą z pretensjami, że lakier obdarła. Ich wina, skoro nie potrafią wykręcić takimi małymi gównami. Może czas najwyższy przekonać się do transportu publicznego?
Ludzie, ale była rozdrażniona. Wkurzało ją dosłownie wszystko. Niestojące w liniach auto, niechcący się otworzyć bagażnik, wolne miejsce parkingowe za daleko od wejścia do klatki i tak dalej.
Kiedy w końcu udało jej się otworzyć klapę i wyciągnąć ze środka trzy spore walizki, trzasnęła nią z taką siłą, że odbiła się od zatrzasku, odmawiając zamknięcia. Westchnęła i uderzyła delikatniej, zamykając oporny samochód kluczykiem. Pomęczyła się trochę z bagażem, ale wreszcie znalazła idealny sposób na przeniesienie wszystkich trzech toreb naraz, więc ruszyła wolnym krokiem w stronę odpowiedniego bloku. Cholera, jaka była śpiąca! Nie pamiętała kiedy ostatnio zmuszona była wstać o tak wczesnej porze. Serio, dzień nie zapowiadał się za kolorowo.
Odkaszlnęła, dotarłszy pod drzwi mieszkania Thomasa. Wzięła kilka głębszych oddechów, usiłując się uspokoić. Jeśli wydrze się na niego na wstępie, to i on wywali ją na zbity pysk, a nie uśmiechało jej się spędzenie kilku nocy w nagrzanym i niewygodnym samochodzie. Znaczy, był wygodny, ale nie mógł zastąpić łóżka.
Ustawiła walizki obok siebie i nacisnęła na dzwonek. Jeśli nie doczekała się reakcji w ciągu paru sekund, nacisnęła jeszcze raz. I kolejny, i kolejny. Jak rasowy upierdliwiec.
Prawdę mówiąc nie spodziewała się z jego strony kolejnej docinki w języku polskim, zwłaszcza o złośliwym wydźwięku. Prychnęła. Doskonale wiedział jak bardzo tego nie lubi, a i tak ciągle to robił. Pieprzony dupek. Ale teraz niestety od tego pieprzonego dupka zależało czy nie spędzi nocy na ulicy, więc wyciszyła wewnętrzną bestię, postanawiając nie rzucać się na niego z pazurami, dopóki nie wpuści jej do środka. Ku jej zdziwieniu odsunął się, gdy na niego naparła. Nie robił żadnych wyrzutów? Nie próbował postawić warunków? Zmarszczyła czoło, dając się porwać własnym myślom. Po chwili jednak poddała się, uznając że niepotrzebnie się nad tym rozwodzi.
- Tommy, nie zabrzmiało to za przyjemnie. Chyba nie chcesz... - urwała natychmiast, gdy jej wzrok spoczął na trzymanym przez niego pistolecie. Jej ostrzegawcza lampka poderwała się do pracy jakby otrzymała nowy zastrzyk energii, alarmując o ewentualnym niebezpieczeństwie. Zamknął drzwi na kilka zamków, a ona była nieuzbrojona. Nie podobało jej się to. Z drugiej strony, kurde, przecież nie mógł użyć jej przeciwko niej. Byli wspólnikami! Szkoda tylko, że niezbyt mu ufała. Napięła mięśnie, podświadomie nastawiając się na walkę, ale Thomas odłożył broń i poszedł w cholerę. Zacisnęła mocniej dłonie na uchwytach swoich walizek. No dupek, no! Otwierać ludziom drzwi z pukawką w ręku.
Odrzuciła od siebie pragnienie chwycenia za pistolet i ruszyła za współlokatorem, słuchając jego idiotycznych oskarżeń. Chwila, czy on się z niej nabijał?
- Wyrzucili mnie za przypięcie kajdankami sąsiada do łóżka. Biedaczek myślał, że chcę go zgwałcić. Na twoim miejscu uważałabym co mówię, bo sytuacje lubią się powtarzać.
Nie mówiła prawdy i można to było poznać po jej tonie. Wypowiedź brzmiała złośliwie i trochę za słodko, końcówkę natomiast wypowiedziała wolno i znacznie głośniej niż pozostałą część. Tak, by dobrze zrozumiał przekaz. Zostawiła swój bagaż przed wejściem do kuchni, a sama stanęła trochę dalej. Idealnie, by widzieć co robi mężczyzna, ale na tyle daleko, by nie weszli czasem w żaden bezpośredni kontakt. Składał snajperkę o siódmej rano? Rany, tego gościa naprawdę powaliło, i to równo. Normalni ludzie w tym czasie przewracają się na drugi bok w łóżku.
Ktoś w radiu wybełkotał między mdłymi piosenkami, że na zegarach właśnie pojawiła się siódma. Siódma! Kto normalny wbija o tej porze na chatę swoim najemcom i każe zabierać tyłek z ich mieszkania? A gdzie jej prawo do znalezienia sobie najpierw czegoś nowego? Nie dostała nawet czasu na porządne ubranie się i makijaż. Zdążyła tylko zagarnąć wszystkie swoje rzeczy do walizek, wyprosić właścicielkę na zewnątrz, umyć zęby i ochlapać twarz zimną wodą. W efekcie zasiadła za kierownicą z rozmierzwionymi włosami, całkowicie niepomalowana, a do tego w czarnej piżamie w białe gwiazdki, na którą składała się luźna bluzeczka na ramiączkach i krótkie spodenki. Dobrze, że pomyślała przynajmniej o założeniu stanika.
Włączyła klimatyzację, kiedy zaczęło robić się nieprzyjemnie gorąco. Dlaczego musiał mieszkać akurat na drugim końcu miasta? Z drugiej strony, i tak ma szczęście, że podał jej adres. Chociaż znali się już trochę i częściowo zdążyli do siebie przywyknąć, nadal jedno nie ufało drugiemu. Przynajmniej nie do tego stopnia, by czuć się całkowicie bezpiecznie w swoim towarzystwie. A może on jej ufał, tylko ona jemu nie? W sumie mało ją to obchodziło. I tak nie będzie miał wyjścia, chyba że liczyć dobrowolną bądź wymuszoną akceptację jej decyzji.
Kilkanaście minut później zaparkowała swoim czarnym Mercedesem prawie przed docelowym blokiem, przy okazji przeklinając umiejętności parkowania tutejszych kierowców. Jak można stawać aż tak krzywo? Później przylecą z pretensjami, że lakier obdarła. Ich wina, skoro nie potrafią wykręcić takimi małymi gównami. Może czas najwyższy przekonać się do transportu publicznego?
Ludzie, ale była rozdrażniona. Wkurzało ją dosłownie wszystko. Niestojące w liniach auto, niechcący się otworzyć bagażnik, wolne miejsce parkingowe za daleko od wejścia do klatki i tak dalej.
Kiedy w końcu udało jej się otworzyć klapę i wyciągnąć ze środka trzy spore walizki, trzasnęła nią z taką siłą, że odbiła się od zatrzasku, odmawiając zamknięcia. Westchnęła i uderzyła delikatniej, zamykając oporny samochód kluczykiem. Pomęczyła się trochę z bagażem, ale wreszcie znalazła idealny sposób na przeniesienie wszystkich trzech toreb naraz, więc ruszyła wolnym krokiem w stronę odpowiedniego bloku. Cholera, jaka była śpiąca! Nie pamiętała kiedy ostatnio zmuszona była wstać o tak wczesnej porze. Serio, dzień nie zapowiadał się za kolorowo.
Odkaszlnęła, dotarłszy pod drzwi mieszkania Thomasa. Wzięła kilka głębszych oddechów, usiłując się uspokoić. Jeśli wydrze się na niego na wstępie, to i on wywali ją na zbity pysk, a nie uśmiechało jej się spędzenie kilku nocy w nagrzanym i niewygodnym samochodzie. Znaczy, był wygodny, ale nie mógł zastąpić łóżka.
Ustawiła walizki obok siebie i nacisnęła na dzwonek. Jeśli nie doczekała się reakcji w ciągu paru sekund, nacisnęła jeszcze raz. I kolejny, i kolejny. Jak rasowy upierdliwiec.
Prawdę mówiąc nie spodziewała się z jego strony kolejnej docinki w języku polskim, zwłaszcza o złośliwym wydźwięku. Prychnęła. Doskonale wiedział jak bardzo tego nie lubi, a i tak ciągle to robił. Pieprzony dupek. Ale teraz niestety od tego pieprzonego dupka zależało czy nie spędzi nocy na ulicy, więc wyciszyła wewnętrzną bestię, postanawiając nie rzucać się na niego z pazurami, dopóki nie wpuści jej do środka. Ku jej zdziwieniu odsunął się, gdy na niego naparła. Nie robił żadnych wyrzutów? Nie próbował postawić warunków? Zmarszczyła czoło, dając się porwać własnym myślom. Po chwili jednak poddała się, uznając że niepotrzebnie się nad tym rozwodzi.
- Tommy, nie zabrzmiało to za przyjemnie. Chyba nie chcesz... - urwała natychmiast, gdy jej wzrok spoczął na trzymanym przez niego pistolecie. Jej ostrzegawcza lampka poderwała się do pracy jakby otrzymała nowy zastrzyk energii, alarmując o ewentualnym niebezpieczeństwie. Zamknął drzwi na kilka zamków, a ona była nieuzbrojona. Nie podobało jej się to. Z drugiej strony, kurde, przecież nie mógł użyć jej przeciwko niej. Byli wspólnikami! Szkoda tylko, że niezbyt mu ufała. Napięła mięśnie, podświadomie nastawiając się na walkę, ale Thomas odłożył broń i poszedł w cholerę. Zacisnęła mocniej dłonie na uchwytach swoich walizek. No dupek, no! Otwierać ludziom drzwi z pukawką w ręku.
Odrzuciła od siebie pragnienie chwycenia za pistolet i ruszyła za współlokatorem, słuchając jego idiotycznych oskarżeń. Chwila, czy on się z niej nabijał?
- Wyrzucili mnie za przypięcie kajdankami sąsiada do łóżka. Biedaczek myślał, że chcę go zgwałcić. Na twoim miejscu uważałabym co mówię, bo sytuacje lubią się powtarzać.
Nie mówiła prawdy i można to było poznać po jej tonie. Wypowiedź brzmiała złośliwie i trochę za słodko, końcówkę natomiast wypowiedziała wolno i znacznie głośniej niż pozostałą część. Tak, by dobrze zrozumiał przekaz. Zostawiła swój bagaż przed wejściem do kuchni, a sama stanęła trochę dalej. Idealnie, by widzieć co robi mężczyzna, ale na tyle daleko, by nie weszli czasem w żaden bezpośredni kontakt. Składał snajperkę o siódmej rano? Rany, tego gościa naprawdę powaliło, i to równo. Normalni ludzie w tym czasie przewracają się na drugi bok w łóżku.
Avador :: Avador :: Dzielnica Portowa
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach